14. Valparaíso i Rancagua

Zaczęły się wakacje, więc zaczynam ruszać się poza Stolicę. Zwiedzanie Chile bez samochodu nie jest łatwe. Podróż do głównych miast jest prosta i przyjemna – z Santiago największe firmy wysyłają (wygodne, czyste, dość nowe) autobusy co 15 minut, trudno jednak znaleźć transport do pomników przyrody czy mniejszych miejscowości.

Jednym z miejsc, które „trzeba zobaczyć” jest Valparaíso. Pojechałem tam z bardzo dużymi oczekiwaniami. Jeszcze większy był mój zawód. Okazało się, że Valparaíso jest brudniejsze i znacznie bardziej śmierdzące (przede wszystkim odchodami) i bardziej niezadbane niż Santiago. Jest tam też więcej ulicznych psów, co jest nie lada osiągnięciem. Nie byłem w tym mieście jeszcze w kilku polecanych miejscach, ale na razie nie czuję potrzeby powrotu.

Tym, którzy mimo tej zniechęcającej opinii postanowią się wybrać do Valparaíso, mogę polecić organizację Free Tour Valparaíso (http://www.freetourvalparaiso.cl). Codziennie o 10 i 15 w stałym miejscu czeka przewodnik znający angielski (język oprowadzania jest ustalany z grupą). Spacer trwa trzy godziny. Koszt usługi to napiwek, który dajemy oprowadzającemu na koniec wycieczki. Podobną przyjemność można sobie sprawić w Santiago.

Medialuna Monumental de Rancagua

Lepsze wrażenie zrobiła na mnie Rancagua, chociaż prawdopodobnie dzięki temu, że nie obiecywałem sobie po niej zbyt wiele. Zwiedzanie rozpocząłem od Medialuny, czyli stadionu przeznaczonego do rodeo, tenisa i innych wydarzeń sportowych. Znajduje się tu także stadion piłkarski, na którym w 1962 r. odbywały się spotkania mistrzostw świata, ale nie jest on szczególnie ciekawy. Kolejnym celem mojego spaceru po mieście były zabytkowe kościoły, które jednak były pozamykane, więc mimo że stanowią jedną z atrakcji opisywanych w przewodnikach, nie udało mi się ich zobaczyć od środka.

Na stronach dotyczących turystyki w regionie polecane jest również muzeum regionalne składające się z dwóch zabytkowych, najstarszych w mieście budynków, stojących naprzeciwko siebie. Wszedłem do pierwszego z nich. W bramie stało dwóch panów, którzy wskazali mi trasę zwiedzania. Całość zbiorów (ok. 20 dzieł współczesnych) mieści się w dwóch salkach. Gdy zobaczyłem już wszystko, przeszedłem na drugą stronę ulicy do drugiego budynku. Tam tych samych dwóch panów w towarzystwie jeszcze jednego kolegi powiedziało mi, że ten budynek nadal nie został odremontowany po trzęsieniu ziemi (27 II 2010), więc można zobaczyć tylko ogródek. W muzeum zaciekawił mnie po raz kolejny problem chilijskiej produktywności w pracy. Pracowało tam w sumie ok. 8 osób (poza ww. panami nie wiem, czym się zajmowały). Jak na muzeum z dwiema salami, ogródkiem i darmowym wstępem to całkiem sporo.

Mama z alpaczątkiem

Fanom małych wielbłądowatych polecam pobliską hodowlę alpak, Alpacas Machalí. Niestety jeśli nie ma się samochodu, by do niej dotrzeć, trzeba wziąć taksówkę. W dodatku cała firma nie jest tak nastawiona na turystykę jak można by się było spodziewać po stronie internetowej (http://www.alpacasmachali.cl), więc lepiej przed wizytą zadzwonić i umówić się na zwiedzanie.

Miałem szczęście i wpuszczono mnie do zagrody z mamą alpaką i malutkim alpaczątkiem, które jak się okazało, urodziło się kilka godzin wcześniej. Poza tym muszę się publicznie pochwalić - okazało się, że jestem zdolnym iberystą i udało mi się wychwycić, że jedno ze zwierząt jest lamą, a nie alpaką. Niestety alpaki najlepiej wyglądają na zdjęciach. W rzeczywistości nie bardzo nadają się do głaskania, śmierdzą, są brudne i nietowarzyskie.

results matching ""

    No results matching ""