3. Bezpieczeństwo w Bogocie

Już samo poruszanie się po ulicach Bogoty jest niebezpieczne. Trzeba mieć się na baczności, bo dla obcokrajowców tutejsze zwyczaje drogowe stanowią nie lada zagrożenie. Nie wszystkie przejścia dla pieszych mają sygnalizację świetlną. Należy więc sprawdzić, czy samochody mają czerwone i przechodzić. To jest jednak dosyć naturalne. Gorzej, że na tych przejściach, gdzie są światła, zielone światło wcale nie oznacza, że mamy pierwszeństwo i jesteśmy bezpieczni. Możemy mieć bowiem zielone razem z samochodami skręcającymi w prawo, które zupełnie nie przejmują się pieszymi. Wielokrotnie zdarzyło mi się już więc, że kierowcy trąbili na mnie, okazując niezadowolenie wobec mojego aroganckiego wejścia na pasy na zielonym. Nie należy też liczyć na kierunkowskaz. Spacerując, trzeba także uważać na wszechobecne dziury w chodnikach i 30-centymetrowe krawężniki.

Czytając przed przyjazdem w przewodniku o żołnierzach na ulicach Bogoty, wyobrażałem sobie, że będę ich napotykał co chwilę. Okazało się, że nie jest ich aż tak dużo, chociaż rzeczywiście są. W sumie wszelkich służb bezpieczeństwa jest jednak sporo, bo oprócz wojskowych po ulicach chodzą też policjanci i prywatni ochroniarze. Policjanci mają tutaj ciekawy, wciąż dla mnie nieodgadniony, system komunikacji za pomocą gwizdków. Używają ich nawet w nocy. Ich dźwięk jest dość dziwny, charakterystyczny i bardzo głośny. Za pierwszym razem myślałem, że to krzyk kobiety.

Mimo że Kolumbijczycy zawsze powtarzają, że „przecież mogą mnie napaść w każdym mieście”, to dość często mnie ostrzegają. Usłyszałem na przykład, że będąc w kantorze powinienem zamówić taksówkę i wyjść dopiero gdy przyjedzie. Podobno właściciele kantorów często współpracują z panami czekającymi na wychodzących klientów na ulicy i informują ich, z jaką kwotą wychodzimy.

Ostrzeżony zostałem też podczas samotnego spaceru po cmentarzu. Podjechał do mnie strażnik na rowerze i powiedział, że po pierwsze na robienie zdjęć muszę mieć pozwolenie, a po drugie, żebym nie chodził sam, bo w zeszłym tygodniu napadli Amerykanina „o, tutaj”! Akurat na cmentarzu w biały dzień czułem się dość bezpiecznie, ale jak widać niesłusznie.

Okazuje się, że wszystkie te ostrzeżenia są bardzo słuszne. Pewnego dnia czegoś na ulicy chciał ode mnie pan z deską nabitą gwoździem. Liczni bezdomni w ogóle bardzo często niebezpiecznie się zbliżają. Do tego nie krępują się zbytnio przy publicznej defekacji, ale to już chyba nie wiąże się bezpośrednio z bezpieczeństwem.

results matching ""

    No results matching ""