7. Kilka słów o hiszpańskim w Kolumbii

Język w Kolumbii zaskoczył mnie chyba nie mniej niż w Chile. Oczywiście Kolumbijczycy mówią znacznie wyraźniej i bardziej zrozumiale, ale też mają wiele wyrażeń, które mogą zdziwić. Już przed przyjazdem wiedziałem, że zdrabnia się tutaj końcówką -ico/-ica. Nie stwarza to jednak większych problemów, bo formy takie jak momentico, gatico, minutica itd. są zupełnie zrozumiałe. Gorzej jest natomiast ze zdrobnieniem ahorita, ahoritica. Przeprowadziłem np. taki dialog:

- Lo presentas ahorita. - ¿Ahora? - No, ahorita.

Ahorita oznaczało więc w tym kontekście za chwilę, chociaż czasami to po prostu teraz. Z wyrażeń dotyczących czasu zaskoczyły mnie też hace ocho días i dentro de ocho días, czyli tydzień temu, za tydzień.

Przy pierwszej wizycie w sklepie poznałem zabawny w tym miejscu zwrot ¿me regalas...? oznaczający dasz/podasz mi?, używane czasami w dość dziwnych kontekstach, np. ¿me regalas un permiso?. Sprzedawcy mówią z kolei bardzo często a la orden – żegnając się z klientem albo zapraszając go do skorzystania z usług. Rzadko mówi się natomiast de nada. Dominują wyrażenia: ¡sí, señor!, mhm, bueeno. Zamiast perdón/disculpe mówi się ¡qué pena!, co wcale nie oznacza, że jest nam czegoś szkoda lub żal.

Często używane są słowa vaina, oznaczające rzecz, wihajster, i marica będące przede wszystkim przecinkiem. Co ciekawe, podobno kolumbijscy głuchoniemi mają gest oznaczający marica używany równie często jak w języku mówionym. Z wykrzyknień i partykuł moją uwagę zwróciły także słowa dale i listo oznaczające vale, ok.

Podczas rozmów okazało się, że trudno połapać się, kto do kogo mówi po imieniu, o czym pisałem w jednym z poprzednich tekstów. Rozmowy zresztą, nawet z nieco starszym od nas wykładowcą, zaczynają się od ¿qué más?. To w sumie dosyć sensowne, bo wiadomo, że na pytanie ¿cómo estás? nie dostaniemy innej odpowiedzi niż bien, ¿y tú?.

Mimo długiego pobytu w Ameryce, wciąż nie przyzwyczaiłem się w pełni do tego, że Latynosi nie rozróżniają c/z i s. Zdarzyło mi się zrozumieć na przykład la gente que hace cine jako la gente que asesine. Miałem też inną niespodziankę fonetyczną. Mianowicie wszyscy próbują tutaj wymówić moje imię zmiękczając l. Zawsze myślałem, że ł na końcu wymawiam jak krótkie u, ale Kolumbijczycy twierdzą, że zdecydowanie mówię coś podobnego do l. Temat imion jest tutaj w ogóle dość ciekawy. Podobnie jak w Chile wiele osób nosi angielskie, francuskie lub włoskie imiona, wymawiając je z kastylijska np. Giselle (arg. Szisel) czy James (Dziejms), Giovanni. Nie jest to zjawisko nowe, bo spotkałem osoby koło sześćdziesiątki mające na imię Nancy, Walter (Łolter) i Mary. Zaobserwowałem też, choć nie wiem, czy słusznie i mam nadzieję, że ktoś utwierdzi mnie w tym przekonaniu, że jeśli María ma drugie imię, np. María Fernanda, to akcent na i znika.

W piśmie Kolumbijczycy są chyba bardziej staranni niż Chilijczycy i dbają o tildes. Ciekawą innowacją jest natomiast kropka w datach rocznych, np. 2.014.

Z pojedynczych słówek i wyrażeń zdziwiły mnie jeszcze:

me toca... – powinienem, muszę

guayabo – kac

esfero – długopis

eres muy indio – ale z Ciebie nicpoń! (podobno tak się tutaj mówi do dzieci)

arrancar – zaczynać

gaseosa – napój gazowany; w Chile mówi się bebida

results matching ""

    No results matching ""