9. Kultura hałasu i małych przyjemności

Zakupy w Kolumbii mają swój wyjątkowy urok, mimo że wiele rzeczy widziałem już w Chile. Kultura latynoska to dla mnie kultura hałasu i małych przyjemności. Już od rana usłyszymy ulicznych sprzedawców i kelnerów zapraszających do restauracji. Można sobie wyobrazić, jak natrętne jest ich pokrzykiwanie, skoro „a dos mil” („po 2000”) zamienia się w „milados, milados, milados...”.

W nocy również nie zaznamy ciszy, m.in. ze względu na tzw. chivy, czyli imprezy w specjalnie wynajętym autobusie. Gdy pytałem Kolumbijczyków, czy nie przeszkadzają im te wrzaski wymieszane z kiepską, obrzydliwie głośną i monotonną (w Kolumbii te same hity słuchane są przez długie miesiące – przez cały mój pobyt głównym z nich był „El Serrucho”, którego tekst opiera się na skojarzeniu piły z seksem...), odpowiadali, że nie, bo to przecież taka tradycja.

Z kolei na małe przyjemności nie mogę narzekać. Kolumbijczycy uwielbiają kupować sobie na ulicy przekąski lub napoje, więc sprzedawcy ustawiają się jeden przy drugim. O tym, co można zjeść na ulicy, pisałem już w ostatnim odcinku. Dodałbym jeszcze śliwki lub mango z solą, soki wyciskane przy nas z pomarańczy ułożonych w wózku wywiezionym z supermarketu i wspaniałe lemoniady w Santa Marta. Na ulicy oprócz jedzenia i napojów można też kupić np. papierosy na sztuki. Mimo różnorodności przekąsek, trudno dostać żelki w małych paczkach. Zazwyczaj sprzedaje się je w dużych pojemnikach, z których na przykład studenci dystrybuują je dalej.

Picie i napoje zasługują za to na kilka akapitów! Wśród alkoholi królują piwo i aguardiente (nie znam się, ale powiedziałbym, że to anyżówka). Wino chyba nie jest popularne, chociaż w Kolumbii wytwarza się np. wino Juan Pablo II.

W przeciwieństwie do Chile, pije się raczej kawę niż herbatę. Narodowym napojem jest czekolada rozpuszczana w mleku. Dowiedziałem się o tym, szukając taniej czekolady do jedzenia, bo te markowe są w Kolumbii bardzo drogie. Będąc w tanim markecie, zapytałem sprzedawczynię, czy czekolada, którą mam w ręce (była dziwnie tania) to taka normalna – w tabliczce. Odpowiedziała, że tak. Gdy ją otworzyłem w domu, posypał się cukier z kakaowym proszkiem. Okazało się, że była to najtańsza i najgorsza czekolada do rozpuszczania, składająca się właśnie z tych dwóch składników.

Ciekawostką związaną z napojami jest niesłychana różnorodność rozmiarów butelek. Na przykład Coca Cola sprzedaje w butelkach o pojemności 400 i 600 ml, a Pepsi w 500 ml. Spotykane są też butelki tych firm o wielkości 1,4, 1,5 i 1,6 l. Małe buteleczki często mają nie tylko 200 ml, ale także 192 ml. Wodę można natomiast kupić dużo taniej w woreczkach o objętości 360 lub 600 ml. Zastanawiające, że 600 ml z woreczka nie zmieściło mi się do 600-mililitrowej butelki... Niezależnie od tego, sprzedaż wody w woreczkach powinno się spopularyzować w Europie.

Na koniec jeszcze jedno ogólne spostrzeżenie – w Bogocie sklepy z nieznanych mi przyczyn segregują się według branż. Niedaleko mojego pierwszego mieszkania było np. kilka sklepów tapicerskich obok siebie, a trochę dalej znajdowały się warsztaty samochodowe. Idąc ulicą, przy której jest mój uniwersytet, pomyślałem „mnóstwo tutaj sklepów z instrumentami muzycznymi”, po czym natknąłem się jeszcze na co najmniej pięć. Zasady latynoamerykańskiego wolnego rynku pozostaną już chyba dla mnie tajemnicą...

results matching ""

    No results matching ""